piątek, 27 września 2013

20. Życie to coś, co robię, kiedy nie mogę zasnąć.

Z perspektywy Charlie
Ubrana w kremową, schludną sukienkę czekałam aż nadjedzie tramwaj. Dłonie trzęsły mi się z nerwów, które nie dały mi zaznać spokoju. W końcu pojazd nadjechał na właściwy peron, więc weszłam do środka. Niestety wszystkie miejsca były zajęte i musiałam chwycić się jednej z metalowych rurek. Trzymałam się jej kurczowo, by nie upaść. Dom rodziców był na przedmieściach Londynu, więc mam kawałek drogi do przejechania. Oparłam głowę o chłodną nawierzchnię rury i przymknęłam oczy. Nie mogłam spać w nocy z nerwów. W końcu nie widziałam się z matką od półtora roku. Pierwszy przystanek za mną, jeszcze pięć. Jedno miejsce za mną się zwolniło, więc szybko je zajęłam, ignorując pełne nienawiści spojrzenia posyłane w moją stronę.

Weszłam na posesję moich rodziców i zauważyłam owczarka niemieckiego zaszytego w kącie gotowego do ataku.
- Bruno, chodź do mnie ! - zawołałam radośnie. O dziwo, pies podbiegł do mnie, a ja pogłaskałam go po głowie. Spojrzałam na drzwi, które się uchyliły i stanęła w nich dobrze mi znana sylwetka.
- Charlotte ? - zapytała z niedowierzaniem, a w kącikach jej oczu zabłyszczały słone łzy. Zbliżyłam się do niej i uścisnęłam serdecznie. - Wyrosłaś, kochanie.
Zaśmiałam się i spojrzałam na nią, ścierając jej łzy z twarzy.
- Nie płacz, nie warto.
- Tęskniłam za tobą. Gdzieś ty się przez to półtora roku podziewała ?
- Byłam tu i tam, ale nie wyjeżdżałam poza granice Londynu - odpowiedziałam zgodnie z prawdą. Weszłyśmy do jadalni, w której już siedział ojciec i czytał poranną gazetę. Wszystkie wspomnienia wróciły, niczym wzburzona fala.

<retrospekcja>
- John do cholery czy ty mnie w ogóle słuchasz ?! - krzyknęła mocniej ściskając moje ramię.
- Przestań - syknęłam, próbując jej się wyszarpnąć za co posłała mi mordercze spojrzenie. 
- Jest nastolatką, nie pamiętasz jak my się w jej wieku zachowywaliśmy ?
- Ale nie pchaliśmy się do łóżka nowo poznanym osobom ! Czy ty wiesz co ona zrobiła ? - zapytała zirytowana, zachowaniem męża. Zdziwiony podniósł się z miejsca, nie spodziewając się takiej odpowiedzi.
- Co zrobiła ?
- Przespała się z nieznajomym mężczyzną - syknęła.
- Nie, tylko z jednym - odpowiedziałam smętnie, odurzona niedawno zażytymi narkotykami. Michael wie co dla mnie dobre. - Kurwa puszczaj, boli.
Chwiejnym krokiem ruszyłam do pokoju, kiedy zaczęli dyskutować między sobą. Nie miałam zbytnio ochoty, by słuchać ich zażaleń. Ściągnęłam szpilki i rzuciłam je w kąt swojego zagraconego pokoju. Przydałoby się tu zrobić porządek, ale to później teraz nie miałam na to siły. 

Do pokoju wtargnęli rodzice, wybudzając mnie z błogiego snu.
- Pakuj się - syknęła matka, wyciągając walizkę i rzucając ją na podłogę. 
- Gdzie wyjeżdżamy ?
- Raczej gdzie ty wyjeżdżasz - powiedział ojciec, przyglądając mi się z rozczarowaniem w oczach.
- Co to znaczy ?
- Że cię wyrzucamy z domu - odpowiedział niewzruszony.
<koniec retrospekcji>

Przełknęłam głośno ślinę, opanowując rozszalałe serce bijące w nierównym rytmie. - Zaraz przygotuję obiad - rzuciła i wyszła speszona do kuchni. Usiadłam na krześle obok taty.
- Dzień dobry - przywitałam się, uśmiechając niepewnie.
- Jestem twoim ojcem. Nie musisz się względem mnie zachowywać tak formalnie.
Przytaknęłam głową i oparłam dłonie na ciemnobrązowym blacie, gdzie leżały zastawione talerze i surówki gotowe do spożycia. Mama po chwili doniosła kurczaka curry i pieczone ziemniaki. Posiłek spożyliśmy w niekomfortowej ciszy. Następnie ojciec udał się do salonu, by obejrzeć powtórkę wczorajszego meczu. Ruszyłam za nim i usadowiłam się w skórzanym fotelu.
- Mogę zobaczyć mój pokój ? - wypaliłam, a moje policzki zapiekły.
- Pewnie. Drugi pokój po lewej stronie.
- Wiem gdzie to jest, mamo - odpowiedziałam wywracając oczami. - W końcu spędziłam tam siedemnaście lat.
Weszłam schodami na górę i otworzyłam drzwi do swojej sypialni. Nic się tu nie zmieniło. No może oprócz świeżych firanek w oknach. Usiadłam na łóżku i sięgnęłam po kolaż ze zdjęciami, który leżał na szafce nocnej. Na fotografiach byłam ja, Michael i moja koleżanka Tracey. Czas, w którym imprezowałam bez ograniczeń i nic mnie poza tym nie interesowało. Tak wiele się zmieniło. Na gorsze.

*******
Przedostatni rozdział.

niedziela, 22 września 2013

19. Małe szanse są często początkiem wielkich przedsięwzięć.

Z perspektywy Charlie
- Podwieźć cię do domu ? - zapytał mój ojciec, kiedy sięgałam po swoją kurtkę z magazynu.
- Nie trzeba mój przyjaciel po mnie przyjedzie - odpowiedziałam, uśmiechając się.
- Ja idę, do zobaczenia jutro na obiedzie - pomachałam mu na pożegnanie i wyszłam przed sklep, gdzie czekać miał na mnie Harry. Pogoda znacznie się pogorszyła od rana. Niebo osunęło się ciemnymi chmurami, a spod nich przebłyskiwał księżyc. W końcu zza rogu wyjechało auto jednak nie był to samochód Harry'ego. Po rejestracji, którą już widziałam nie raz rozpoznałam, że był to Louis. Co on tutaj do cholery robił ?
- Hej ! - zawołał i wyszedł z samochodu, pędząc w moją stronę.
- Lou musisz iść - powiedziałam stanowczo, odpychając go od siebie.
- Ale dlaczego ?
- Zrób to dla mnie i po prostu idź stąd zanim nas zobaczy.
- Kto nas zobaczy ? - zapytał poirytowany i chwycił mnie za ramiona. - Muszę ci coś ważnego powiedzieć i nie, to nie może poczekać.
W tym momencie podjechało drugie auto tym razem był to czarny Range Rover Harry'ego. Nie powiem ma chłopak wyczucie czasu.
- Louis ? - zapytał zdziwiony i zdenerwowany, widząc sposób w jaki mnie trzyma. - Co ty jej kurwa robisz ?
- A ty co tutaj robisz ? - zapytał, wciąż przyglądając mi się uważnie i czekając na wyjaśnienia. Harry podszedł do niego i wyrwał mnie z silnego uścisku Lou.
- Przyjechałem po moją dziewczynę - odpowiedział, trzymając mnie w ramionach. Dziewczynę ? Nie mówię, że mi to przeszkadza, ale szczerze mówiąc nie spodziewałam się takiego obrotu akcji.
- Co ty sobie znowu ubzdurałeś ? - zapytał Tomlinson, podchodząc nieco bliżej.
- Przyszedłem do niej rano i wyznaliśmy sobie miłość - mimowolnie zaśmiałam się z jego wypowiedzi.
- Ja właśnie po to przyjechałem.
- Odpierdol się od mojej dziewczyny - wysyczał wściekły Harry. Odsunął mnie na bok i podszedł do Lou, powalając go jednym ciosem na ziemię. Przerażona zakryłam dłonią usta i chciałam im przerwać jednak Louis podniósł się i zadał Harry'emu cios w brzuch. Chłopak zgiął się w pół jednak się nie poddał. Zaczęli okładać się pięściami.
- Przestańcie ! - krzyknęłam, kiedy łzy spływały po mojej twarzy. - Skończcie, proszę !
Żaden z nich nie miał zamiaru odpuścić, więc podeszłam do nich i starałam się w jakiś sposób zahamować ich walkę.
- Przestańcie do chuja ! - warknęłam. - Po prostu odpuśćcie !
- Harry przestań proszę - szepnęłam, widząc, że chłopakowi ciężko ustać na własnych nogach. Odwrócił się w moją stronę i puścił Louis'a, który prawie nieprzytomny leżał na ziemi. Uklęknęłam przed nim i objęłam jego twarz dłońmi. - Co ty zrobiłeś...
- Ja... ja przepraszam - mruknął. - Nie wiedziałem co robię.
- Lou – zaczęłam cicho, ocierając łzy z twarzy. - Lou słyszysz mnie ?
- Spokojnie - szepnął i uśmiechnął się do mnie lekko. Widziałam jak wielki ból mu to sprawia. - Widzisz ? I na co ci to było ? Mnie wybrała.
- Nikogo nie wybrałam - jęknęłam. - Nie wiem co w was wstąpiło. Najlepsi przyjaciele biją się o zwykłą dziwkę – prychnęłam.
- Nie jesteś dziwką. Jesteś moją księżniczką - wyszeptał Harry, całując mnie w czoło. - Kocham cię najmocniej na świecie, ale musisz wybrać. Albo ja, albo on. Przykro mi Charlotte, ale ja inaczej nie potrafię. Powiesz mi jak będziesz gotowa.
Wstał z ziemi i wsiadł do samochodu, odjeżdżając. Lou pożegnał się ze mną, stawiając mi te same warunki.
Otworzyłam drzwi mojego mieszkania i usiadłam na sofie. Wyjęłam z kieszeni telefon gdzie czekała na mnie jedna nowa, nieodebrana wiadomość.
Od Harry:
Kocham cię, księżniczko xx

Nie sądziłam, że to wszystko zajdzie tak daleko. Nie wiem, którego kochałam bardziej i czy w ogóle któregoś kochałam. Przymknęłam powieki choć na chwilę, chcąc się zrelaksować. Telefon zawibrował mi w dłoni, sygnalizując nowego sms'a. Przeklęłam nadawcę tej wiadomości i wstałam, udając się do łazienki. Rozebrałam się i weszłam pod prysznic. Odkręciłam gorącą wodę, pozwalając jej obmyć brudy z całego dzisiejszego dnia. Mimo szumu lejącej się wody usłyszałam dzwonek.

- Nawet nie można się spokojnie umyć – warknęłam i wyszłam spod natrysku. Owinęłam się szlafrokiem i zeszłam na dół, by otworzyć.
- Harry ? - zdążyłam się zapytać, nim chłopak wpił się w moje usta.
- Stęskniłem się - zamruczał mi do ucha, przygryzając jego płatek. Jęknęłam pod wpływem jego dotyku.
- Nie - powiedziałam stanowczo, kiedy się opanowałam. - Poczekaj do jutra.
Popchnęłam go z powrotem na ganek i zamknęłam mu drzwi przed nosem.
- Kocham cię ! - zawołał na co się zaśmiałam. I jak tu go nie kochać ?

**********
Jeszcze dwa rozdziały i epilog, kochani. 

sobota, 21 września 2013

18. Człowieka z charakterem pociąga to, co jest trudne.

Z perspektywy Charlie
Stałam tam sama nie wiedząc co dokładne chcę powiedzieć. Harry wpatrywał się we mnie z mieszanką bólu i zdziwienia na twarzy.
- Proszę powiedz mi ci się tutaj dzieje - wyszeptał zrezygnowany, ciężko wzdychając.
- Marie wróciła do Manchesteru - odpowiedziałam zgodnie z prawdą. - Co się stało, Harry ?
- Po prostu z nią zerwałem - mruknął, spuszczając głowę i szurając nogą o podłogę. - Pewnie zastanawiasz się dlaczego to zrobiłem - zaśmiał się gorzko, podchodząc coraz bliżej. Mimowolnie moje serce zabiło szybciej, a strach omiótł moje ciało. Tak jakby wszystko inne zupełnie wyparowało. Objął mnie w talii, przysuwając do siebie jeszcze bliżej. Dzieliło was dosłownie parę centymetrów.
- Jeśli mnie kochasz to przerwij to wszystko - powiedział pewnym siebie i uwodzicielskim tonem. Przygryzłam dolną wargę. Spojrzałam w jego piękne, zielone tęczówki i zatraciłam się w ich głębi, którą w sobie kryły.
- A co jeśli nie przerwę ? - spytałam niepewnie.
- To będzie dla mnie dowodem, że mam o ciebie walczyć - odpowiedział i złożył na moich ustach krótki pocałunek. Objęłam jego twarz dłońmi i oddałam pocałunek pogłębiając go. Chwycił mnie za uda, a ja podskoczyłam i oplotłam go nogami w pasie. Swoje ręce przesunął na moje pośladki, ściskając je. Jęknęłam, a on wsunął swój język do środka. Przygryzłam jego dolną wargę na co cicho mruknął.
- Już się wystraszyłem, że to przerwiesz - szepnął, delikatnie się ode mnie odsuwając. Zastanawiam się tylko czy to było z miłości do niego czy zwykły impuls.
- A teraz powiesz mi co ty tutaj robisz ? - spytał, uśmiechając się.
- Byłam współlokatorką Marie - szepnęłam nerwowo, przygryzając wargę. Zaskoczony uniósł brwi, czekając aż zacznę kontynuować. - Naprawdę chcesz wiedzieć ?
Skinął głową, utwierdzając mnie w przekonaniu.
- Dowiedziała się, że parę razy się spotkaliśmy i zaczęła mi grozić - odpowiedziałam, przymykając powieki. Wciąż mnie trzymając, potarł mój policzek w pocieszycielskim geście. - Parę razy mnie uderzyła, ale to nic wielkiego. Miałam gorsze siniaki.
- A wtedy co spotkaliśmy cię przy klubie ? - dalej drążył temat. Muszę przyznać, że był bardzo ciekawskim chłopakiem.
- Uciekałam - odpowiedziałam. - Proszę nie każ mi tego tłumaczyć. To opowiem ci jak będę na to gotowa.
- Dlatego zerwałaś ze mną kontakt ? - skinęłam głową. - Zawsze tak niechętnie reagowała, gdy o tobie opowiadałem.
- Opowiadałeś jej o mnie ? - zapytałam zdziwiona, zarazem ucieszona z tego faktu. Zaśmiał się uroczo i zauważyłam jak jego policzki przybierają szkarłatną barwę. - Słodko wyglądasz. kiedy się rumienisz.
- A w tej wiadomości ? Z kim zaczęłaś się spotykać ? - nie wiem czy chcesz poznać odpowiedź. Naprawdę nie chcę niszczyć ich wieloletniej przyjaźni. Na szczęście, usłyszałam mój dzwoniący telefon, który leżał w kuchni na blacie.
- Nie puszczę cię dopóki mi nie powiesz.
- Harry mogą dzwonić z pracy - westchnęłam zirytowana jego zachowaniem. - Cholera praca !
- Podwiozę cię - zaproponował na co z chęcią przystałam. Mieliśmy niecałe piętnaście minut na dojazd do sklepu. Wzięłam telefon z blatu i odrzuciłam połączenie, które jak się okazało było od Lou.
- Gdzie to ? - spytał, gdy wsiadaliśmy do jego czarnego Range Rover'a.
- Na Mortimer Street.

- Zobaczymy się później - powiedział, całując mnie w policzek.
- Dobrze. Do zobaczenia - pożegnałam się i wyszłam z samochodu, trzaskając drzwiami. Weszłam do sklepu, wchodząc na magazyn. Prz kasie stała ekspedientka. Jak dobrze, że będziemy we dwie, zanudziłabym się tu. Na szczęście dzisiaj sobota, więc kończymy szybciej. Szef siedział tyłem do mnie, pracując nad czymś.
- Umm przepraszam - odchrząknęłam niepewnie. Odwrócił się i uśmiechnął się do mnie promiennie.
- Charlotte Reus, mam rację ? - zapytał. - Stęskniłem się za tobą córeczko.
Chciał mnie przytulić, ale ja zaskoczona odsunęłam się.
- Kim pan jest ?
- John Reus - odpowiedział na co zamarłam. - Nie pamiętasz mnie ?
- Tato ? - szepnęłam niesłyszalnie, a łzy napłynęły do mich oczu. - To dlatego mnie przyjąłeś ?
- Owszem z mamą bardzo tęskniliśmy, wiesz ?
- W takim razie dlaczego mnie wyrzuciliście ? Zostawiliście mnie samą, kiedy byłam w totalnej rozsypce ! - krzyknęłam i chciałam go uderzyć jednak om przewidział mój ruch i złapał moją rękę, przytulając mnie do siebie.
- Bo byliśmy wściekli, kiedy dowiedzieliśmy się, że robisz za prostytutkę. Później zaczęliśmy cię szukać nawet wynajęliśmy detektywa, ale ty tak jakbyś się rozpłynęła w powietrzu. Co się z tobą działo przez te półtora roku, Charlotte ? - spytał, głaskając mnie po głowie.
- Wiele - zaśmiałam się gorzko. - Dlaczego was to tak interesuje ? Nigdy wam nie wybaczę tego, że wyrzuciliście mnie na bruk ! Rozumiesz ? Nigdy - wysyczałam wściekła przez zęby. Pomimo tego byłam w jakimś stopniu szczęśliwa. Tęskniłam za nimi.
- Ale zrozumieliśmy swój błąd i zaczęliśmy cię szukać. Kochamy cię i dobrze o tym wiesz. To miała być kara dla ciebie. Wciąż robisz za prostytutkę ?
- Nie - odpowiedziałam.
- Od teraz będziemy opłacać twoje rachunki, bo zapewne masz jakieś mieszkanie.
Ciekawe kim była osoba, która wciąż do mnie dzwoniła.
- Mam do ciebie pytanie, tato - zaczęłam niepewnie. - To ty byłeś tą osobą, która do mnie dzwoniła i pisała wiadomości ?
- Tak, ale robiliśmy to z zastrzeżonego numeru.
- Przecież wiem. Widzę co mi się wyświetla na ekranie. Tylko dlaczego z zastrzeżonego i dlaczego takim dziwnym głosem ?
- Och to był nasz mały plan - uśmiechnął się. To ja momentami zawału dostawałam, a to ojciec dzwonił.
- Czy to wiesz jak ja się bałam ?
- Teraz już nie masz czego.
Przyciągnął mnie do siebie i przytulił. Mimo tego co działo się przez te półtora roku, wybaczyłam im to, a przynajmniej bardzo się starałam.
- A teraz idź pracuj - zawołał, głosem szefa nieznoszącym sprzeciwu. Przewróciłam oczami i stanęłam za ladą obok niewysokiej blondynki z okularami na nosie. Zajęta była czytaniem jakiegoś magazynu.
- Um cześć jestem Charlie - przedstawiłam się i podałam jej rękę.
- Madilyn, bardzo mi miło - ujęła moją rękę. - I przepraszam, że pytam, ale stało się coś na magazynie ? Usłyszałam krzyki i wystraszyłam się.
- Nie uwierzyłabyś mi gdybym ci opowiedziała co się stało - zaśmiałam się, kręcąc głową z niedowierzaniem.

wtorek, 17 września 2013

17. Gdy tylko coś się nie udaje, to mówi się, że był to eksperyment.

Z perspektywy Charlie
Zeszłam na dół, szurając bosymi stopami o zimną posadzkę. Ciężko westchnęłam, przecierając oczy i weszłam do kuchni. Uchyliłam lodówkę i wzięłam kartonik mleka. Odkręciłam nakretkę, którą rzuciłam gdzieś na stół i upiłam duży łyk. Przeszłam do przedpokoju gdzie pakowała swoje rzeczy Marie.
- Szkoda, że wyjeżdżasz - mruknęłam, zgniatając pusty już kartonik.
- Nie mów, że ci przykro, bo wiem, że to nieprawda - westchnęła, poprawiając sweter, który zsunął się jej z ramienia.
- W sumie prawda - przytaknęłam zgodnie z prawdą.
- Och i masz - podała mi kopertę.
- Co to ? - zapytałam niepewnie, otwierając ją. Pieniądze ?
- Za co to ?
- Obie wiemy, że jesteś spłukana i potrzebna ci ta kasa - wzruszyła ramionami i zarzuciła torbę na ramię, a walizkę chwyciła do ręki. - Och i już nie musisz udawać dziewczyny Louis'a. Po prostu zapomnij o tym wszystkim co się stało. Powodzenia.
- Wzajemnie - bąknęłam, kiedy wyszła trzaskając drzwiami. Wyrzuciłam karton po mleku do kosza i wróciłam na górę. Z ciekawości zajrzałam do pokoju mojej byłej już lokatorki. Jedyne co po sobie zostawiła to meble, pościel i kórtkę, którą dał mi Harry. Wzięłam ją do ręki i zaniosłam do swojej sypialni. Otworzyłam szafę i wybrałam jasnoniebieskie jeansy podwinięte do kostek, biały prześwitujący top. Szybko się przebrałam i poszłam do łazienki, by doprowadzić się do ładu. Splątane włosy rozczesałam i zaczesałam w koka na czubku głowy. Z twarzy zmyłam rozmazany tusz i dopiero wtedy zobaczyłam jakie mam wyraźne sińce pod oczami. Otworzyłam szafkę w poszukiwaniu korektora. Pięknie Marie musiała go zgarnąć razem ze swoją kolekcją kosmetyków. Westchnęłam i jeszcze raz przemyłam twarz. Wyglądałam jak nieszczęśnik. Jęknęłam żałośnie i umyłam zęby. Nałożyłam tusz na rzęsy i bezbarwny błyszczyk na usta. Zauważyłam jak mój telefon na półce się porusza pod wpływem wibracji. Odebrałam nawet nie patrząc kto to ponieważ byłam zbyt zaangażowana swoim wyglądem.
- Tak słucham ? - zapytałam.
- Dzień dobry. Jestem kierownikiem sklepu odzieżowego, w którym złożyła pani podanie. Od jutra zacznie pani pracę.
- Naprawdę ? - pisnęłam szczęśliwa.
- Tak. Mimo, że nie ma pani szerokiego doświadczenia jestem zdania, by każdemu dać szansę. Proszę zjawić się jutro w sklepie o godzinie dziewiątej. Do widzenia - rozłączył się nim zdążyłam się pożegnać. Na mojej twarzy pojawił się szeroki uśmiech i pisnęłam, skacząc z zadowolenia. Nareszcie mam pracę ! Szczerze mówiąc nie wiem dlaczego mnie przyjął skoro - jak sam to ujął moje doświadczenie jest niewielkie ? Właściwie kogo to interesuje ? Najważniejsze jest to, że mam stałą pracę. Muszę przyznać, że z nadmiaru emocji zgłodniałam. Zeszłam do kuchni i z szafki wyjęłam jajka oraz sól i pieprz. Z piekarnika wyjęłam patelnię i postawiłam ją na piecu. Rozbiłam dwa jajka nad patelnią, które powoli zaczęły się przypiekać. Doprawiłam je solą i pieprzem. Gdy żółtka stwardniały zdjęłam je z patelni i przełożyłam na talerzyk. Wyjęłam z szuflady widelec i usiadłam przy wysepce, powoli jedząc jajka. Ktoś zadzwonił do drzwi na co zareagowałam głośnym przeklnięciem. Gość jednak był na tyle natarczywy, że nie puścił dzwonka, tylko dociskał go.
- Idę ! - wrzasnęłam poirytowana. Wściekła pociągnęłam za drzwi  jednak kiedy zobaczyłam kto za nimi stoi zamarłam. Dosłownie jakbym przyrosła do podłogi.
- Charlie co ty tu robisz ?
- Harry ? - szepnęłam skonsternowana, marszcząc brwi.
- Co tu robisz ? I gdzie jest Marie ? O co tu w ogóle chodzi ? - warknął, wchodząc do środka. Warto dalej brnąć w to kłamstwo ?

_________________
Z przykrością wam mówię, że zbliżamy się do końca opowiadania. Na pewno nie pojawią się tu więcej niż 22 rozdziały.

sobota, 14 września 2013

16. Ten, który kocha staje się zaślepiony wobec przedmiotu swojej miłości.

Z perspektywy Charlie
- Pa, Lou - zawołałam, wychodząc z samochodu. - Jeszcze raz ci za wszystko dziękuję.
- Nie ma za co - krzyknął, kiedy zamykałam drzwi od strony pasażera. Jutro powinnam się dowiedzieć czy mnie przyjęli. Na szczęście podań nie było aż tak wiele. Wyjęłam z kieszeni klucze i otworzyłam drzwi. W przedpokoju zostawiłam trampki i weszłam do kuchni, gdzie nalałam sobie wody. Od niedawna jestem na diecie. Ugh, nienawidzę tego, ale muszę jakoś wyglądać. Wyjęłam telefon i włączyłam go. Miałam dwie nowe, nieodebrane wiadomości. Otworzyłam je i odczytałam.
Od Nieznajomy:
Jak spotkanie z kolegą ?
Do Nieznany:
Powiesz mi kim jesteś ?
Od Nieznany:
Jestem jednym z twoich nagorszych koszmarów, kochanie.
Nie miałam wątpliwości kto był nadawcą wiadomości. Najgorsze było to, że Moore mnie śledził. Nie chcę, by Louis na tym ucierpiał. Sfrustrowana westchnęłam i przymknęłam powieki, by się skupić. Co ja mam do cholery zrobić ? Przecież nie pójdę na policję, bo zamkną i mnie. Byłam zagubiona w tym wszystkim. Wbiegłam schodami na górę i weszłam do mojego pokoju. Zasłoniłam okna i usiadłam na zaścielonym łóżku. Wzięłam do ręki książkę, którą niedawno zaczęłam czytać. Szczerze mówiąc Intruz to jedna z najciekawszych książek jakie udało mi się wypożyczyć w naszej skromnej bibliotece na rogu. Lubię tego typu książki jednak większość jest o dość oklepanej fabule. Sprawdziłam swoją kartę czytelnika i zdałam sobie sprawę, że termin oddania paru innych książek, które wypożyczyłam wcześniej, jest do dzisiaj. Nie miałam zamiaru dodatkowo płacić, więc wstałam wzięłam kartę oraz książki i ruszyłam do wyjścia. Na stopy wsunęłam białe trampki i wyszłam. Powolnym krokiem, podążałam do biblioteki oddalonej o niecałe siedemset metrów. Tak przynajmniej mówił znak. Powoli zaczęło się sciemniać, więc przyśpieszyłam kroku. W końcu doszłam do ceglanego, wyróżniającego się budynku i wspięłam się  po marmurowych stopniach. Drzwi jak zawsze były otwarte na oscież, więc weszłam do środka, podchodząc do biurka, przy którym siedziała bibliotekarka.
- Dobry wieczór - powiedziałam wesoło do pani Simpson.
- Och, dobry wieczór pani Reus.
Podałam jej stosik książek i kartę czytelnika.
- Mhmm - mruknęła sama do siebie, przeszukując karty poszczególnych powieści. Gdy w końcu udało jej się znaleźć odpowiednie, wpisała na nich dzisiejszą datę i włożyła pomiędzy okładkę, a stronę tytułową książki. Postąpiła tak z paroma innymi. W końcu skończyła, a ja wyszłam żegnając się z nią. Na dworze już zapadła całkowita ciemność, więc truchtem ruszyłam do domu. Potknęłam się o sznurowadło, które podczas biegu musiało się rozwiązać, więc przykucnęłam i związałam je w kokardkę. Kiedy wstałam usłyszałam za sobą głośny śmiech, więc przestraszona odwróciłam się, by sprawdzić kto to jednak nikogo nie zobaczyłam.
- Dziwne, cholernie dziwne - szepnęłam sama do siebie. Poczułam wibracje w przedniej kieszeni spodni, więc wyjęłam telefon. Numer nieznany. Niepewnie odebrałam i przyłożyłam telefon do ucha.
- Tak słucham ? - zapytałam, głośno przełykając ślinę.
- Jak się czujesz ?
- Przepraszam kim jesteś ?
- Już mnie znasz, księżniczko - odpowiedział silnym barytonem. Rozłączyłam się jak najszybciej i zaczęłam biec w kierunku domu, co rusz mijając pijanych ludzi. W końcu stanęłam przed mieszkaniem jednak co mnie zaskoczyło to to, że drzwi były otwarte na oścież. Włamanie ? Usłyszałam głośny szloch, który prawdopodobnie dochodził z salonu. Weszłam do środka, a na dywanie leżała Marie z butelką wódki w ręce.
- Co się stało ? - zapytałam, klękając obok niej i odstawiając wysokoprocentowy napój na szklany stolik.
- Zostawił mnie - wyszeptała między napadami szlochu. - I to przez ciebie.
Westchnęłam i usiadłam na sofie, podkulając nogi pod brodę. Zachciało mi się płakać. Mimo, że nienawidziłam Marie za to co ile krzywdy mi wyrządziła, było mi jej szkoda.
- Wyjeżdżam - odparła, podnosząc się do pozycji siedzącej i biorąc butelkę z wódką do ręki. Upiła spory łyk i z powrotem spojrzała na mnie. - Wracam do Manchesteru.
- Czemu ? Nie wszystko stracone, może do ciebie wróci.
- Wiem co mi powiedział, tak ? Jestem pewna, że tak się nie stanie. T już koniec, Charls. Wyraźnie dał mi do zrozumienia, że mnie nie kocha.
- Mogę wiedzieć co ci powiedział ? - spytałam niepewnie, przygryzając dolną wargę.
- Spotkaj się z nim. On tylko na to czeka - warknęłam Marie, przeczesując palcami swoje ciemnobrązowe włosy. A wiesz, że zrobię to ?
- Idę się pakować - burknęła. - Do po jutra nie powinno być tu nic z moich rzeczy. Powodzenia w szukaniu współlokatorki lub współlokatora.
Wyszła z salonu i wbiegła po schodach. Dlaczego wszystko musi się tak chrzanić ?

niedziela, 8 września 2013

15. Chciałbym mieć umysł tak giętki, jak mają ciało akrobaci.

Z perspektywy Louis'a
Cierpliwie czekałem aż Charlie mi wszystko wytłumaczy aczkolwiek się na to nie zapowiadało.
- Chcę ci pomóc, rozumiesz ? - powiedziałem, wpatrując się w nią jednak ona unikała mojego natarczywego wzroku.
- Po co ? - szepnęła.
- Bo mi na tobie zależy. Proszę powiedz mi.
Westchnęła głośno i w końcu zerknęła na mnie.
- Pamiętasz tego chłopaka z baru ? - powiedziała niepewnie, a ja skinąłem głową. Na samą myśl o nim zagotowało się we mnie. - Więc, zaproponowałam mu seks w zamian za to by zostawił mnie i ciebie w spokoju. Gdy przyszedł do mnie zrobiliśmy to, a on wydał mnie handlarzowi prostytutek - stopniowo jej głos się ściszał, więc musiałem się na prawdę skupić, by ją usłyszeć. - Rozumiesz ?
 - Zabiję gnoja - warknąłem czując nagły przypływ adrenaliny.
 - Uspokój się - o dziwo była spokojna. Może dlatego, że zagłębiła mnie w gorsze tajemnice jej życia. - Następnie zatrzymali mnie w jakiejś piwnicy, a później przewieźli do tego gwałciciela. Jakimś cudem udało mi się uciec i spotkałam Harry'ego, a on dał mi swoją kurtkę bym nie biegła półnaga przez centrum miasta.
Popatrzyłem na nią zszokowany, nie odzywając się ani słowem. Wiedziałem, że pominęła parę istotnych szczegółów ze spotkania z Harry'm, ale nie chciałem jej już denerwować. Wzruszyła ramionami i wyjrzała przez okno. W końcu odpaliłem silnik, nie wiedząc co powiedzieć.
- A tak w ogóle to gdzie jest urząd pracy ?
- Myślałam, że wiesz - zachichotała, odwracając się w moją stronę. - Najbliższy będzie na Regent St.
- Dziękuję - mruknąłem zawstydzony. Mieszkałem tu już od pięciu lat i nie wiedziałem, gdzie jest urząd pracy. Ruszyłem i skręciłem w uliczkę, która doprowadziła nas do ulicy, na której znajdował się ogromny, oszklony budynek.
- To ten - wskazała na wieżowiec, który chwilę temu przykuł moją uwagę. Zaparkowałem i wysiedliśmy, ruszając w jego stronę. Drzwi rozsunęły się przed nami i weszliśmy do środka.
- Dzień dobry - powiedziała Charlie, podchodząc do biurka sekretarki.
- Dzień dobry - westchnęła, widocznie znudzona. Moja przyjaciółka skonsternowana zmarszczyła brwi.
- Jakie są oferty pracy dla kobiet ?
- Proszę chwilę poczekać - powiedziała i wpisała coś w komputerze. - A jaka praca by panią konkretniej interesowała ?
- Cokolwiek - odpowiedziała, uśmiechając się. - Jako kelnerka czy sprzedawczyni, z resztą mnie to jest obojętne.
- Więc jest posada jako sprzedawca w sklepie odzieżowym na Mortimer St lub jako kelnerka na Aldersgate i Guilford St. Czy jest pani zainteresowana, którąś z tych ofert ?
- Owszem tą jako sprzedawca w sklepie - stwierdziła. Od jej mieszkania było najbliżej na Mortimer St. Pewnie nie chciała wydawać pieniędzy na bilety na metro lub na tramwaje.
- Więc tak... - zaczęła, mrużąc oczy i wyczytując z monitora niezbędne informacje. - Wypłata wynosi 274 funty na tydzień. W dni robocze pracowałaby pani od dziewiątej rano do siedemnastej, a w sobotę od dziesiątej do czternastej. Niedzielę i święta wolne. Resztę szczegółów może się pani dowiedzieć na miejscu. Oto wydruk podania.
Sekretarka podała Charlie plik spiętych razem kartek, które musiała wypełnić, by starać się o pracę sprzedawczyni.
- Do widzenia - odpowiedziała moja towarzyszka i wyszliśmy z urzędu. - Masz może długopis ?
- Nie wiem zaraz się zobaczy - wsiedliśmy do samochodu, a ja wygrzebałem ze schowka długopis, o który prosiła.
- Dziękuję - uśmiechnęła się promiennie i zaczęła wypełniać puste luki w kartkach. Zajęło jej to zaledwie pięć minut.
- Już ? - zapytałem zdziwiony, patrząc na zapełnione kartki. - Masz okropny charakter pisma - zaśmiałem się, na co ona się naburmuszyła.
- Podwiózłbyś mnie jeszcze na Mortimer St ? - zapytała błagalnie.
- Czemu się głupio pytasz ? Oczywiście, że tak. Zrobiłbym to nawet gdybyś mnie o to nie poprosiła.
- Dziękuję, Lou. Jestem ci wiele winna.
- Nie jesteś mi nic winna. Robię to, bo jestem twoim przyjacielem - nie wiem dlaczego, ale wyraz "przyjaciel" jakoś nie za bardzo chciał przejść przez moje gardło. Czyżby mi się podobała ? Nie to jest absurdalne. Zapomnij o tym, Louis i skup się na drodze.

*************
I oto przed wami 15 rozdział. Mam nadzieję, że pojawią się pod nim chociaż 4 komentarze. Do następnego !

wtorek, 3 września 2013

14. Bieganie za kobietami jeszcze nikomu nie zaszkodziło, niebezpiecznie jest je złapać.

Poczułam uderzenie w lewe ramię, więc szybko się ocknęło. Przetarłam zaspane oczy i dopiero teraz zauważyłam, że spałam na podłodze. Rozmasowałam bolący łokieć, w który przed chwilą się uderzyłam i sprzątnęła puszki, które były porozrzucane niemal po całym pokoju. Ile ja wczoraj wypiłam ? Praktycznie nie pamiętam nic od tego momentu, kiedy napisał do mnie obcy. Kim on do cholery jest ? Zmarszczyłam brwi, próbując się skoncentrować. Podejrzewam, że był to Michael lub Morgan, którym zdążyłam nieźle zaleźć pod skórę. Dzisiaj miałam się spotkać z Lou w kawiarni, która położona była na rogu mojej ulicy. Mój telefon zabrzęczał i poruszył się na podłodze pod wpływem wibracji, sygnalizując nową wiadomość.
Od Lou:
Dzisiaj o piętnastej w parku, pamiętaj. xx
Szczerze mówiąc nie miałam ochoty się z nim spotkać, byłam zbyt zmęczona. Westchnęłam i spojrzałam na wciąż świecący się ekran smartfona. Było po dwunastej, więc miałam czas na uporządkowanie w pokoju i uszykowanie się na spotkanie. Zaścieliłam łóżko, a ciuchy znajdujące się na nim włożyłam do kosza na brudy, który wręcz pękał w szwach. Nastawiłam pralkę i włożyłam do niej wszystkie rzeczy, poupychane w koszu. Wróciłam do sypialni i zebrałam wszystkie śmieci, rozrzucone na podłodze i wyrzuciłam je do kosza pod biurkiem. Wróciłam do łazienki i rozebrałam się do naga, odkładając piżamę na bok i wchodząc pod natrysk. Ciepła woda spływała strużkami po moim ciele. Umyłam przetłuszczone włosy i dokładnie zmyłam z nich pianę, która się utworzyła. Zakręciłam wodę i wyszłam, otulając się pomarańczowym szlafrokiem. Zeszłam do kuchni i zrobiłam sobie kanapkę z masłem orzechowym i dżemem. Usiadłam w salonie i włączyłam telewizor. Na ekranie pojawiły się kolorowe pasy, a z głośników ulotnił się przeraźliwy pisk. Jak najprędzej wyłączyłam urządzenie i zdałam sobie sprawę, że od dawna nie zaglądałam do skrzynki pocztowej. Wyszłam na przedsionek i wyjęłam wszystkie listy. Wróciłam do mieszkania i przejrzałam wszystkie listy. Większość z nich to niepopłacone rachunki i dwa listy do Marie, które odłożyłam na półce w przedpokoju. Skąd ja wezmę pieniądze ? Koniecznie muszę znaleźć pracę. Wbiegłam na górę po schodach i weszłam do mojego pokoju. Otworzyłam szafę i wybrałam beżowy sweter oraz jasnoniebieskie jeansy z dziurą na kolanie. Włosy spięłam na czubku głowy w koka, a rzęsy przyozdobiłam cienką warstwą tuszu. Na usta nałożyłam bezbarwny błyszczyk i byłam gotowa. Do kieszeni spodni wsunęłam telefon, a nogawki delikatnie podwinęłam, nadając wszystkiemu lepszy efekt. Zeszłam na dół i wsunęłam na nogi białe trampki przed kostkę. Wyszłam z domu i mozolnym krokiem ruszyłam przed siebie do kawiarni, oddalonej o niecałe pięćset metrów. W końcu doszłam i weszłam do środka, siadając przy wolnym stoliku, umiejscowionym pod oknem. Po chwili podeszła do mnie kelnerka z szerokim uśmiechem na twarzy.
- Co sobie pani życzy ?
- Ja poproszę karmelowe frappe - odwzajemniłam uśmiech, a dziewczyna zanotowała moje zamówienie w notesie i odeszła. Przez okno, przy którym siedziałam zauważyłam Lou. Pomachałam mu i zachichotałam, widząc jego włosy powykręcane we wszystkie strony. Usiadł na wprost mnie, poprawiając rozmierzwione włosy.
- Przepraszam za spóźnienie - wymamrotał zawstydzony.
- Zauważyłam, że dosyć często się spóźniasz.
Wzruszył ramionami i uśmiechnął się przepraszająco. Do naszego stolika tym razem podszedł kelner, wpatrując się we mnie z zaciekawieniem. Czyżbym go skądś kojarzyła ? Wątpię. Londyn to ogromne miasto, tutaj zazwyczaj nie spotkasz tej samej osoby po raz drugi przypadkowo.
- Poproszę latte - odezwał się Lou przerywając tę niezręczną ciszę. Mężczyzna odszedł wciąż bacznie mnie obserwując.
- Znacie się ? - zapytał zaciekawiony.
- Nie wiem - odpowiedziałam zgodnie z prawdą. - Jak ci minęło te parę dni ?
- Słyszałem, że widziałaś się z Harry'm. Powiesz mi czemu ?
Zachowywał się jakby był moim ojcem co mnie cholernie irytowało.
- Możesz przestać się tak zachowywać ?
- Możesz odpowiedzieć na moje pytanie ? -warknął na co osoby siedzące przed nami i za nami odwróciły się w naszą stronę.
- Uspokój się - syknęłam, posyłając mu karcące spojrzenie.
- Powiesz mi ? - spytał nie co łagodniej.
- To nie tutaj. Opowiem ci w drodze do urzędu pracy.
- Urzędu pracy ?
- Chcę znaleźć stałą płatną pracę - wyjaśniłam po krótce. Po chwili przyszła do nas kelnerka podając nam nasze napoje. Upiłam łyk gorącego frappe i ciaśniej owinęłam dłonie wokół ozdobnego kubka.
- Czemu dopiero teraz szukasz pracy ? - szepnął.
- Sama nie wiem - szczerze mówiąc sama się nad tym zastanawiałam.
- A jakiej pracy szukasz ?
- Jakiejkolwiek koniecznie potrzebuję pieniędzy.
- Och ubrudziłaś się czymś - zbliżył dłoń do mojego lewego policzka jednak się odsunęłam.
- Sama to zrobię - powiedziałam przybierając entyzjastyczny ton głosu. Potarłam policzek i syknęłam z bólu. Cholera co tam mam ? Louis chwycił mój podbródek i przysunął mnie do siebie.
- Kto co to zrobił, Charlotte ?
Skrzywiłam się na sposób w jaki mnie nazwał. Nie lubiłam swojego pełnego imienia, a tymbardziej niemieckiego nazwiska, które noszę po ojcu.
- Marie - szepnęłam tak, że nawet ja ledwie co słyszałam. Zauważyłam jak jego mięśnie się spięły. Cholera potrafi być groźny.
- Wychodzimy.
Zostawił banknot na stole i wyszedł zaraz za mną. Zaczął iść w kierunku centrum, a urząd znajdował się na obrzeżach.
- Louis gdzie ty...
- Po samochód - odezwał sie nie pozwalając mi dokończyć. Za co on się wścieka ? Czasami go nie rozumiem. Tracę nerwy na tego człowieka. Po chwili stanął przede mną swoim Audi R8. Wsiadłam do środka i zapięłam pasy bezpieczeństwa.
- Wiesz gdzie jechać ?
- Owszem wiem. Teraz mi wszystko wytłumacz.
Kurwa mać. Na to się nie przygotowałam.