sobota, 14 września 2013

16. Ten, który kocha staje się zaślepiony wobec przedmiotu swojej miłości.

Z perspektywy Charlie
- Pa, Lou - zawołałam, wychodząc z samochodu. - Jeszcze raz ci za wszystko dziękuję.
- Nie ma za co - krzyknął, kiedy zamykałam drzwi od strony pasażera. Jutro powinnam się dowiedzieć czy mnie przyjęli. Na szczęście podań nie było aż tak wiele. Wyjęłam z kieszeni klucze i otworzyłam drzwi. W przedpokoju zostawiłam trampki i weszłam do kuchni, gdzie nalałam sobie wody. Od niedawna jestem na diecie. Ugh, nienawidzę tego, ale muszę jakoś wyglądać. Wyjęłam telefon i włączyłam go. Miałam dwie nowe, nieodebrane wiadomości. Otworzyłam je i odczytałam.
Od Nieznajomy:
Jak spotkanie z kolegą ?
Do Nieznany:
Powiesz mi kim jesteś ?
Od Nieznany:
Jestem jednym z twoich nagorszych koszmarów, kochanie.
Nie miałam wątpliwości kto był nadawcą wiadomości. Najgorsze było to, że Moore mnie śledził. Nie chcę, by Louis na tym ucierpiał. Sfrustrowana westchnęłam i przymknęłam powieki, by się skupić. Co ja mam do cholery zrobić ? Przecież nie pójdę na policję, bo zamkną i mnie. Byłam zagubiona w tym wszystkim. Wbiegłam schodami na górę i weszłam do mojego pokoju. Zasłoniłam okna i usiadłam na zaścielonym łóżku. Wzięłam do ręki książkę, którą niedawno zaczęłam czytać. Szczerze mówiąc Intruz to jedna z najciekawszych książek jakie udało mi się wypożyczyć w naszej skromnej bibliotece na rogu. Lubię tego typu książki jednak większość jest o dość oklepanej fabule. Sprawdziłam swoją kartę czytelnika i zdałam sobie sprawę, że termin oddania paru innych książek, które wypożyczyłam wcześniej, jest do dzisiaj. Nie miałam zamiaru dodatkowo płacić, więc wstałam wzięłam kartę oraz książki i ruszyłam do wyjścia. Na stopy wsunęłam białe trampki i wyszłam. Powolnym krokiem, podążałam do biblioteki oddalonej o niecałe siedemset metrów. Tak przynajmniej mówił znak. Powoli zaczęło się sciemniać, więc przyśpieszyłam kroku. W końcu doszłam do ceglanego, wyróżniającego się budynku i wspięłam się  po marmurowych stopniach. Drzwi jak zawsze były otwarte na oscież, więc weszłam do środka, podchodząc do biurka, przy którym siedziała bibliotekarka.
- Dobry wieczór - powiedziałam wesoło do pani Simpson.
- Och, dobry wieczór pani Reus.
Podałam jej stosik książek i kartę czytelnika.
- Mhmm - mruknęła sama do siebie, przeszukując karty poszczególnych powieści. Gdy w końcu udało jej się znaleźć odpowiednie, wpisała na nich dzisiejszą datę i włożyła pomiędzy okładkę, a stronę tytułową książki. Postąpiła tak z paroma innymi. W końcu skończyła, a ja wyszłam żegnając się z nią. Na dworze już zapadła całkowita ciemność, więc truchtem ruszyłam do domu. Potknęłam się o sznurowadło, które podczas biegu musiało się rozwiązać, więc przykucnęłam i związałam je w kokardkę. Kiedy wstałam usłyszałam za sobą głośny śmiech, więc przestraszona odwróciłam się, by sprawdzić kto to jednak nikogo nie zobaczyłam.
- Dziwne, cholernie dziwne - szepnęłam sama do siebie. Poczułam wibracje w przedniej kieszeni spodni, więc wyjęłam telefon. Numer nieznany. Niepewnie odebrałam i przyłożyłam telefon do ucha.
- Tak słucham ? - zapytałam, głośno przełykając ślinę.
- Jak się czujesz ?
- Przepraszam kim jesteś ?
- Już mnie znasz, księżniczko - odpowiedział silnym barytonem. Rozłączyłam się jak najszybciej i zaczęłam biec w kierunku domu, co rusz mijając pijanych ludzi. W końcu stanęłam przed mieszkaniem jednak co mnie zaskoczyło to to, że drzwi były otwarte na oścież. Włamanie ? Usłyszałam głośny szloch, który prawdopodobnie dochodził z salonu. Weszłam do środka, a na dywanie leżała Marie z butelką wódki w ręce.
- Co się stało ? - zapytałam, klękając obok niej i odstawiając wysokoprocentowy napój na szklany stolik.
- Zostawił mnie - wyszeptała między napadami szlochu. - I to przez ciebie.
Westchnęłam i usiadłam na sofie, podkulając nogi pod brodę. Zachciało mi się płakać. Mimo, że nienawidziłam Marie za to co ile krzywdy mi wyrządziła, było mi jej szkoda.
- Wyjeżdżam - odparła, podnosząc się do pozycji siedzącej i biorąc butelkę z wódką do ręki. Upiła spory łyk i z powrotem spojrzała na mnie. - Wracam do Manchesteru.
- Czemu ? Nie wszystko stracone, może do ciebie wróci.
- Wiem co mi powiedział, tak ? Jestem pewna, że tak się nie stanie. T już koniec, Charls. Wyraźnie dał mi do zrozumienia, że mnie nie kocha.
- Mogę wiedzieć co ci powiedział ? - spytałam niepewnie, przygryzając dolną wargę.
- Spotkaj się z nim. On tylko na to czeka - warknęłam Marie, przeczesując palcami swoje ciemnobrązowe włosy. A wiesz, że zrobię to ?
- Idę się pakować - burknęła. - Do po jutra nie powinno być tu nic z moich rzeczy. Powodzenia w szukaniu współlokatorki lub współlokatora.
Wyszła z salonu i wbiegła po schodach. Dlaczego wszystko musi się tak chrzanić ?

2 komentarze: